14 października 2007

Wypadek: Bielsko-Biala ul.Cieszynska



















Wiem ze to wpis poza kolejnoscia ale nie moglem go postawic w kolejce... Mialem mieszne uczucia czy wogole go dodawac...

Wczoraj kolo godziny 21 zadzwonil do mnie stary kumpel jeszcze z czasow gimnazjum i doniosl mi widomosc ktora mna wstrzasnela... Inny kolega z naszej gimnazjalnej klasy mial powazny wypadek, wydachowal...

Jechal sam...

Przyjechali po mnie i pojechalismy razem na miejsce wypadku. Miejsce zdarzenia wygladalo okropnie... Uderzyl w drzewo, prawdopodobnie pod katem bo przewalilo samochod na dach i jechal na nim jakies 10-15m zanim sie zatrzymal... Najbardziej widoczne wgniecenie jest w miejscu przedniego lewego kola ktore sie cofnelo o kilkadziesiac centymetrow w glab nadwozia... Obawiam sie ze moglo zmiazdzyc mu nogi... spornik po stronie pasazera nie wytrzymal obciazenia, od strony kierowcy byl caly na szczescie... Nie wiem czy jechal w pasach...

Nikt z gapiow nie widzial zdarzenia, na miejscu krazyly plotki ze ktos z pobliskich blokow to widzial i ze zatrzymalo sie jakies auto ale po chwili odjechalo z piskami opon... Inni mowili ze krzyczal ze srodka... Nie wiem ile jest w tym prawdy...

Napewno musial jechac wiecej niz przepisowe 50km/h bo rozrzut czesci, plastikow i przedewszystkim odleglosc od drzewa do miejsca gdzie samochod sie zatrzymal jest za duza...
Od samego widoku zaczalem sie trzasc... Kolega mieszka tak blisko odemnie a tak dawno ze soba nie gadalismy nawet... Nie bylo czasu, okazji... Glupie tlumaczenie...

Od strazaka dowiedzielismy sie tylko tyle ze nie wygladal za dobrze, pokierowal nas do szpitala wojewodzkiego bo tam go karetka odwiozla, pojechalismy tam i na rejestracji pani powiedziala nam ze przyjechal i ze jest juz operowany... Jego mama byla juz w szpitalu, nie poszlismy do niej, nie wypadalo, chociaz z drugiej strony moze ona potrzebowala zeby ja ktos pocieszyl... Ze wszystko bedzie dobrze... Nie wiem czy dobrze zrobilismy...

Dzisiejszej nocy zle mi sie spalo, budzilem sie i mialem zle sny... Dzis dzwonil do mnie inny kolega i przekazal ze narazie wiadomo tyle ze przezyl operacje i noc ale jest na oddziale intensywnej terapii... czyli jest bezposrednie zagrozenie zycia...

Zeby tylko wszystko bylo dobrze...

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

wiem co czules. ostatnio zginął w wypadku samochodowym moj kolega. Mial 26 lat. wjechal w niego czolowo pijany kierowca. Pijak przezyl, moj kolega zginal na miejscu.
Zupelnie inaczej podchodzi sie do smierci osoby starszej, np babci niz do smierci kogos w twoim wieku. Tez mna to wstrzasnelo. Nie mysli sie o tym dopoki to sie nie zdarzy komus znajomemu z kim jesczze kilka dni temu rozmawiales.

Anonimowy pisze...

byłam światkiem tego wypadku i uwież że to co zastałeś po przyjeździe na miejsce nie miało porównania z wypadkiem. Sam wypadek wyglądał tragicznie, pierwsza moja myśl po tym jak wezwałyśmy pomoc była taka że kierowca nie przeżył, ale naszczęście żył a nawet był przytomny. Co do tego że krzyczał z wraku nic nie słyszałam, wydaje mi się że był za duży szum żeby ktos z gapiów mógł to usłyszeć...

Anonimowy pisze...

Patrząc na stan samochodu po wypadku i opis obrażeń, to oczywiste jest, że pasów zapiętych nie mógł mieć... Zresztą nic nie dzieje się bez przyczyny - jak się jeździ nieprzepisowo po mieście i poza nim, to trzeba się liczyć z tego skutkami. Oczywiście współczuję, ale trzeba też popatrzeć realnie na świat!